Przyszedłem na chwilę zostałem na dłużej

Janusz Suszka – o sobie mówi, że jego serce tłoczy pomarańczową krew – czy to zatem perfekcyjne połączenie? Na pewno o wiele łatwiej pracuje się w miejscu, gdzie osobiste wartości i przekonania rezonują z kulturą i wartościami organizacji. To między innymi dlatego od blisko 15 lat wraz z zespołem kształtuje nową jakość procesów i świadomie tworzy przyjazne pracownikom, nowoczesne miejsce pracy. Jego pasją są ludzie, a o jego planach, marzeniach zarówno zrealizowanych, jak i tych nowych, przeczytacie poniżej.

Przyszedłem na chwilę, zostałem na dłużej

Do ING trafiłem przypadkiem. W ramach programu studiów należało odbyć praktyki letnie. Chciałem dołączyć do nowoczesnej firmy, spójnej z moimi wartościami, oferującej coś więcej niż parzenie kawy i obsługę ksero. Los sprawił, że była akurat otwarta rekrutacja na staż w zespole HR. Przyszedłem na chwilę… a zostałem na dłużej. Dokładnie 15 lat.

W HR-rze chciałem pracować od zawsze, bo dla mnie, liczą się ludzie, ich potencjał, kreatywność, pasja i relacje jakie tworzą… Gdy nadszedł czas na wybór specjalizacji, decyzja była oczywista - postawiłem na zasoby ludzkie. Fascynował mnie fenomen przywództwa, roli lidera w zespole, dlatego moja praca magisterska zgłębiała ten obszar. Miałem w głowie pomysł na siebie i cel. Zostanę szefem HR-u i z taką myślą tu przyszedłem.

Samodzielność i ciągły rozwój

Praca w zespole szkoleń nie była do końca taka jak się spodziewałem. Myślałem, że swoją karierę rozpocznę od podniosłych projektów, których na początku trudno było się doszukać. Zasypała mnie sterta dokumentów, biurokracja – a ja myślałem już tylko o tym, by jak najszybciej z tego się wyrwać. Wyjścia były dwa – albo zakasać rękawy, albo się poddać.

Wkrótce potem pojawiła się okazja sprawdzenia swoich umiejętności przy okazji koordynacji prac dużego projektu szkoleniowego, który wymagał elastyczności i szybkiego podejmowania decyzji. W końcu miałem okazję pokazać swój potencjał i wykazać się skutecznością. Byłem z siebie bardzo dumny i zyskałem uznanie w zespole.

Niedługo po tym wydarzeniu, pojawiła się szansa na etat. Szkopuł tkwił w tym, że potrzebny był specjalista i to w zupełnie innym zespole. Nowe wyzwania – brak umiejętności … start od zera – czemu nie – wszak do odważnych świat należy. Do dziś pamiętam jak ciężko było stawiać pierwsze kroki w świecie zarządzania procesowego, otoczony liczbami, danymi faktami – daleko od ludzi i relacji – środowiska, w którym czułem się jak ryba w wodzie. Był to wymagający okres ciężkiej pracy, łączenia realnych problemów i wyzwań, które niosła codzienność. Te doświadczenia dały jednak solidny fundament i pozwoliły zyskać nową perspektywę – poza miękkim aspektem relacji ludzkich, pokochałem twarde dane, a mariaż tych dwóch podejść pozwolił sięgać po kolejne wyzwania.

Nieoczywisty krok do przodu

Zanim się obejrzałem zostałem menedżerem pierwszego 3 osobowego zespołu funduszu socjalnego, później przyszedł czas na objęcie wydziału kadrowego. Kolejnym, przełomowym momentem okazała się dla mnie zmiana roli i podjęcie fascynującego – zupełnie nieznanego wyzwania. Z pozycji managerskiej przeszedłem na stanowisko specjalisty w zespole odpowiedzialnym za wdrażanie zwinnych metod zarządzania. Część moich znajomych uważała to nawet za regres. Myśleli, że ja zamiast dalej się rozwijać, to się cofam. Traktowali to jak kaprys, istną wywrotkę zawodową. Dla mnie to jeden najcenniejszych momentów w karierze.

Stałem się częścią biznesu i spójnie z kolegami z ryzyka, detalu i korporacji poznawałem bank z zupełnie innej strony. Musiałem zapomnieć o z bezpiecznej i wygodnej kanapie HR-owca. Zostałem członkiem zespołu, który mierzył się z niezadowolonymi klientami, zbyt wysokim ryzykiem czy rozwiązaniami, które nie adresują potrzeb klienta.

Dzisiaj, dzięki temu o wiele lepiej rozumiem bóle kolegów z innych jednostek i potrzeby jakie się pojawiają. Znajomość biznesu pozwala mi lepiej wypełniać dzisiejszą rolę. Traktuję siebie nie jako szefa People Services. Bardziej jak pomost między biznesem, a moim zespołem.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Nie ma rzeczy niemożliwych. W swojej pracy najbardziej doceniam właśnie ludzi i to, że każdy problem można z nimi rozwiązać. Najbliżej mi do tych, którzy wiedzą czego chcą. Lubię pełnić rolę mentora, podpowiadać i dzielić się swoimi doświadczeniami. W końcu można uczyć się na cudzych błędach. Uwielbiam zarażać pasją i obserwować z dumą, jak ludzie wokół wzrastają, biorąc coraz to nowe wyzwania i odpowiedzialności na swoje barki. To esencja pracy HR’owca – dlatego tak dobrze tu być. Przyjemnie pracować w miejscu pełnym pasji, gdzie satysfakcja jest na wyciągnięcie ręki.

Powrót do góry
Słuchaj